Parkowanie w miastach jest trudną sztuką. Wymaga nie tylko sprytu, ale także inteligencji.
Nie ma chyba kierowcy samochodu, który choć raz nie postawił auta w miejscu niedozwolonym, łamiąc świadomie przepisy. Najczęściej za takie postępowanie sami siebie rozgrzeszamy, bo nam się spieszy, albo stajemy tylko na chwilę. Najczęściej jednak, poza wejściem w konflikt z przepisami, komuś utrudniamy życie – pieszym lub innym kierowcom.
Z
reguły znaki drogowe regulują zasady parkowania. W wyznaczonych
strefach określają miejsca i sposób postawienia samochodu. Wielokrotnie
jednak, zamiast np. wzdłuż chodnika, parkujemy pod kątem. Automatycznie
zajmujemy więc część jezdni lub chodnika. W ten sposób utrudniamy
poruszanie się innych pojazdów i pieszych.
Nagminne też nie
szanuje się innych użytkowników dróg, poprzez nieszanowanie miejsca.
Wielu kierowcom przyświeca jeden cel – postawić swój samochód. Nie jest
ważne, że krzywo lub pozostawiając po kilka metrów z każdej strony. U
części kierowców wynika to z braku wyszkolenia – po prostu nie potrafią
parkować. U pozostałych - z braku kultury.
Przepisy określają zasady parkowania. Na chodniku (jeżeli nie ma znaków zakazu) można parkować, jeżeli pozostawimy minimum 1,5 m jego szerokości dla pieszych. Samochody stojące na przystankach autobusowych, szczególnie w Warszawie, to zjawisko nagminne. A wolno zaparkować minimum 15 m od znaku informującego o przystanku. Jeżeli jest to przystanek z zatoczką, to w nie można parkować całym jej obrębie, łącznie z chodnikiem.
Podobnie nie wolno zasłaniać przejścia dla pieszych – 10 m od pasów. Za przejściem już tak. Tyle samo metrów obowiązuje przy parkowaniu przed skrzyżowaniem lub przejazdem kolejowym. Oczywiście nie można parkować na przejściach dla pieszych, ścieżkach rowerowych, na wymalowanych kopertach (jeżeli nie mamy uprawnień), blokować bram wjazdowych.
Za złamanie przepisów o parkowaniu możemy być ukarani mandatem od 100 do 300 zł, w zależności od wagi wykroczenia. Dostaniemy także 1 punkt karny. Trzeba się także liczyć z blokadą samochodu, a w skrajnym przypadku odholowaniem na strzeżony parking. Wtedy koszty mogą być wyższe. Ale chyba najważniejsze w tym wszystkim jest myślenie i zrozumienie dla innych.
Po co usłyszeć „co za cham tu postawił samochód”?